Opis:
Był listopadowy wieczór 2015 roku. Moja jednostka została zaalarmowana o pożarze budynku mieszkalnego. Miejsce pożaru było oddalone o 200 metrów od strażnicy. Wydawało mi się wtedy, że krótki dojazd usprawiedliwia pośpiech i niedokładne ubranie się w środki ochrony osobistej. Na miejscu dostaliśmy informację, że na piętrze znajdują się dwie osoby, które nie opuściły budynku.
Po rozwinięciu linii gaśniczej dostaliśmy się do wnętrza przez okno wybite w łazience. Na parterze widoczne było niewielkie zadymienie pod sufitem. Udaliśmy się w kierunku schodów, jednak linia gaśnicza zahaczyła się gdzieś i mój partner wrócił, by wciągnąć ją dalej do środka. Nie czekając na wodę, wbiegłem na górę, aby zacząć przeszukiwać pomieszczenia. Z małego przedpokoju w gęstym dymie ledwo widziałem pomieszczenie objęte pożarem. Zdecydowałem się wejść do pokoju naprzeciwko schodów i od niego zacząć poszukiwania osób, które miały znajdować się w środku. Po chwili obecności w sypialni poczułem nagle, jakby ktoś włożył mi głowę do wrzącej wody. Działając ciągle na kolanach, wycofałem się do przedpokoju, z którego chciałem zejść na parter. Jednak straciłem orientację i zamiast na schody wszedłem do łazienki. Robiło się coraz goręcej, a ja, cofając się z łazienki, znalazłem schody, jednak prowadzące na strych. Okazało się, że byłem w przedpokoju wypełnionym drewnianą boazerią, która paliła się już nad moją głową, a ja nie miałem linii gaśniczej. Dopiero po pewnym czasie odnalazłem schody na dół, po których wchodził już mój partner z nawodnioną linią gaśniczą. Wspólnie zgasiliśmy palące się pomieszczenie i przeszukaliśmy resztę piętra. Jak się później okazało, w budynku nikt nie przebywał.
Wejście na piętro bez linii gaśniczej było moją świadomą decyzją. Wydawało mi się, że sytuacja nie jest groźna i mając na względzie ratowanie ludzi, warto podjąć takie ryzyko.
Po wszystkim zrozumiałem, że zagrożeniem są nie tylko płomienie, ale również wysoka temperatura, która może panować w sąsiednich pomieszczeniach. Dziś każdemu polecam zastanowić się dwa razy i jednak zawsze, gdy sytuacja nie jest opanowana poruszać się z linią gaśniczą. Jest ona nie tylko gwarancją tego, że poradzimy sobie z płomieniami lub schłodzimy gorące gazy pożarowe. Linia ta wskazuje również naszą drogę do wyjścia, czego w moim przypadku zabrakło. Przykład ten pokazał mi również jak ważna jest praktyczna nauka wzywania pomocy przez strażaka. W moim przypadku sytuacja wymagała natychmiastowego wezwania pomocy, jednak nie myślałem o tym ani przez chwilę. Jestem przekonany, że to dlatego, iż nigdy wcześniej tego nie ćwiczyłem. Śladami po pożarze były oparzenia na twarzy w okolicy policzka, ucha i brody. Były efektem braku staranności przy zakładaniu kominiarki. Uświadomiło mi to, jak ważne jest poświęcenie kilku dodatkowych sekund na dokładne ubranie się.